Szczyt ma mieć wymiar symboliczny i praktyczny. – Decyzje, które podejmiemy, będą budowały rozwój gospodarczy, infrastrukturalny i bezpieczeństwo energetyczne – zapowiada prezydent Duda - Hasło „dezinflacja” wydaje się nieco przereklamowane - uważa Joanna Tyrowicz. Średnioroczna inflacja CPI ma w tym roku tylko nieznacznie spowolnić i utrzymać się na dwucyfrowym poziomie. - Może () jest to miś na miarę naszych możliwości - komentuje członkini RPP. Gwałtownie starzejące się społeczeństwo wymusza rozwój usług publicznych ukierunkowanych na osoby senioralne. Naprzeciwko tym potrzebom wychodzi prudnicki szpital, gdzie od początku kwietnia zaczął działa oddział geriatryczny. Najważniejszym celem pobytu w oddziale jest poprawa stanu zdrowia osoby objętej hospitalizacją, a jeżeli to niemożliwe ze względu na nieuleczalność i Już w niedzielę 30 finał #WOŚP więc i my Availo Prawo Direct działamy przekazując na aukcję Mecenas Misia (na zdjęciu ten w środku ;) ). Klasyk w filmie mówił… Twój koszyk jest pusty! Witaj nieznajomy, Koszulka Miś Na miarę Naszych Możliwości. Model produktu: 1 Dostępność: W magazynie. Cena: 55,00 zł kurwa mac, chyba przestane to ogladac z powodu nachalnej promocji nadetego pajaca transwestyty, ktory w dodatku manierycznie i chujowo spiewa. co ciekawe jury w tym wypadku tez dziwnie jakos ogluchlo i wmawiaja mi jaki ten pajac ma Akcja promująca woj. pomorskie „Pomorskie, nasze miejsce na ziemi”… na terenie Pomorza w optymistycznych barwach maluje region, rozwijający się jakoby dzięki zapobiegliwości Reklamowa granda marszałka. Na tego typu inwestycję łatwiej otrzymamy również kredyt hipoteczny. Budowa domu 120 metrowego obarczona jest mniejszym ryzykiem inwestycyjnym niż realizacja dużego domu z podpiwniczeniem i podwójnym garażem. Dom przy Cyprysowej 73 – projekt średniej wielkości domu z poddaszem Lata w Europie są coraz gorętsze i suchsze, co ma wpływ także na "zieloną" branżę. Konsumenci poszukują roślin, które są w stanie przetrwać letnie, a nawet wiosenne fale ciepła i nie mają wygórowanych potrzeb wodnych. Z tego względu coraz częściej prowadzone są badania mające na celu wytypowanie gatunków i odmian wytrzymałych na dynamicznie zmieniające się warunki Wchodzę do zaprzyjaźnionego lokalu, a tam tłok jak nigdy. Trochę za mocno pachnie zgromadzonym na małej przestrzeni elementem ludzkim, ale atmosfera jest żywa i szybko się wkręcam, choć znam dwie osoby na krzyż. To impreza poświęcona World of Tanks, ale nie wymyśliła jej firma Wargaming. Owszem, na miejscu są przedstawiciele 7GVu. Jakie miasto, taki Miś, chciałoby się rzec. Żeby zarobić trzeba najpierw wydać, czyli zainwestować. To stara biznesowa zasada. I jak czytam o projekcie luksusowego parkingu przy Reymonta to przychodzą mi do głowy dwa pytania. Pierwsze: czy jego budowa będzie takim samym sukcesem jak rewitalizacja Reymonta? I drugie: czy nie jest to aby krok mający dać koalicji pretekst do wprowadzenia opłat parkingowych w centrum? Bo nic nie dzieje się bez przyczyny. A już w Radomsku, to na 100 procent Daniel Łuszczyn, felietony@ było dawno temu. Tak dawno, że niektórzy cz...... Płatny dostęp do treści To jest tylko fragment tekstu - jeśli chcesz przeczytać całość i inne artykuły premium musisz wykupić dostęp Wykup dostęp Reklama Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu: Łuszczyn: Ten parking to jest Miś na miarę naszych możliwości [Danie(l) dnia]. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku "zgłoś". Gdy spoglądałem na przaśność i pompowanie do niebotycznych wręcz granic balonu z napisem „Sprzedajemy »Lewego«”, doszło do mnie subiektywne odczucie, że od czasów prezesa Ryszarda Ochódzkiego i klubu sportowego „Tęcza” w Polsce absolutnie nic się nie zmieniło. Ustrój komunistyczny zastąpiony został przez krwiożerczy kapitalizm – czytaj: zmieniły się jedynie kostiumy głównych bohaterów, ale twarze pozostały te same. Herosi i złoczyńcy niczym pod blokiem pomieszali drużyny w myśl zasady „zmieniamy flagę i jedziemy dalej”, ale chore układy pozostały – także w sporcie. Kiedy myślę o „Misiu” Stanisława Barei, nachodzi mnie refleksja, że piękno tego filmu polega na tym, iż nigdy się on nie starzeje i każdorazowo wywołuje u widza salwy śmiechu. Równocześnie okrutnie przerażające jest to, że wiele absurdów PRL-u ukazanych w kultowym obrazie jest zaskakująco aktualnych również dzisiaj. Suma wszelkich plusów i minusów w naturze wynosi zawsze zero. Za komuny mieliśmy futbol przez duże „F”, ale nie mieliśmy na półkach sklepowych nic oprócz octu i wódki. Mieliśmy pieniądze, ale nie mieliśmy ich na co wydawać. Andrzej Iwan w autobiografii wspominał, że forsy miał tak dużo, iż upychał ją w kredensie, nie było bowiem na co jej nawet wydać. Dzisiaj proporcje odwróciły się o 180 stopni. Unia Europejska, globalna wioska – terminy te zdefiniowały nasze dzisiejsze życie, przynosząc uginające się półki w sklepach i dostęp do towarów, jakich dusza zapragnie, a o jakich kiedyś mogliśmy tylko marzyć. Nie zawsze niestety są pieniądze, a poziom polskiego futbolu wywołuje dzisiaj jedynie uśmiech politowania na twarzy. Futbolową degrengoladę ratują jednak oni – trójka muszkieterów z Dortmundu – i przede wszystkim on – Robert Lewandowski, bohater ludu, miś na miarę naszych możliwości. Robert Lewandowski (fot. Miś musi być duży – ba! – nawet wielki, musi atakować zewsząd, choćby z lodówki. Musi zastąpić nam to, czego nie mamy, i przede wszystkim zasłonić to, czego zobaczyć nie możemy. Miś jest substytutem wszelkich niedoborów i braków w naszym kraju – nie doceniamy naszych noblistów, pisarzy, aktorów, muzyków, ale mamy ich – trójkę z Dortmundu. Wszelkie choroby, niedostatki, bieda nie powinny się liczyć, bo mamy ich. Przerysowanie użyte przeze mnie jest oczywiście celowe, ale spójrzmy logicznie. Gdy człowiek włączy wiadomości – nieważne na jakiej stacji, abstrahujemy zatem od upolityczniania – są one monotematyczną kroniką policyjno-kryminalno-szpitalną, a nie wartościową porcją newsów. Dowiadujemy się jedynie o wypadkach, pobiciach, wypadkach, śmierci oraz… transferze „Lewego” – czy w naszym kraju nie dzieje się doprawdy nic innego, równie ciekawego? Czasami mam wrażenie, że celem ludzi sterujących mediami jest wychowanie pokolenia lemingów, troglodytów. Debili, którzy indoktrynowani, będą w stanie jedynie kupować historie rodem z programów nadawanych po 22:00. Wracając do futbolu – tak jak wybrakowane są nasze wiadomości, tak pompuje się balon Lewandowskiego. Sport w naszym kraju – nie tylko piłka – jest tak ubogi, że polscy dziennikarze postanowili tę cytrynę wycisnąć do ostatniej kropli soku, a potem złożyć ją znów i od nowa zgnieść, wyżymać raz po raz. I tak w kółko. Rozumiem, że na bezrybiu i rak ryba, ale czy braki na jednym polu musimy równoważyć zawsze Lewandowskim? Czy jego wesele jest tak ważnym newsem, żeby mówić o tym w głównym wydaniu wiadomości? Czy napastnik Borussii ważniejszy jest niż galopujące bezrobocie? Chleb dziennikarza nie jest prosty, wiem o tym. Z racji braku innych dojnych krów używa się tej dobrej tak długo, jak tylko się da. Rozumiem także fakt, iż polskiego piłkarza, który tak masowo oddziałuje na wyobraźnię ludzi, nie było od czasów Zbigniewa Bońka. Podobnie z jego wartością rynkowo-marketingową. Cieszę się niezmiernie, że Lewandowskiego wycenia się na 25-30 milionów euro, bo ostatnim tak drogim grajkiem był również Boniek. Spytacie: jak to, skoro „Stara Dama” zapłaciła za „Murzyna” Widzewowi jedynie 1,8 miliona dolarów? Tak, ale te 1,8 wtedy było jak dzisiaj te 25 – nie zapominajmy, że pieniądz przez lata się zdewaluował. Cztery gole wbite Realowi Madryt stały się wizytówką Roberta, ale cały medialny cyrk z jego udziałem budzi coraz większy niesmak. Ja nie mam nic do Lewandowskiego – wspaniały to piłkarz i przede wszystkim Polak, ale to, co się stało – i nadal się dzieje – jego udziałem w mediach, woła o pomstę do nieba. Dawniej media jechały na Małyszu, teraz eksploatują do granic zdrowego rozsądku i smaku transfer polskiego napastnika. No i gdzie ten Bayern? Polub Bloody Football! na Facebooku Stare porzekadło mówi, że prawda zawsze leży pośrodku, i coś w tym jest. Nie wiadomo, czy to Bayern gra na zwłokę i dogadał się z „Lewym” i Cezarym Kucharskim, a później nabrał wody w usta, czy to może sam przedstawiciel polskiego napastnika źle rozegrał cała partię i pośpieszył się zwyczajnie z potwierdzeniem transferu w telewizji śniadaniowej? Stawiałbym na błąd Polaków, Bayern załatwia bowiem swoje sprawy po cichu. Summa summarum wyszło, jak wyszło, i zamiast milionów na koncie pozostał smród. Kucharski i Lewandowski wyszli w oczach przedstawicieli Dortmundu na chciwych najemników, a impas w sprawie transferu trwa w najlepsze. W tym czasie napastnik odrzucił ofertę Realu. Hmm, od kiedy to Realowi się odmawia? Oglądaliśmy już wiele sag transferowych niemalże kolumbijskich – miesiącami odchodził Cristiano Ronaldo, sprzedawano Beckhama, Figo etc. Wszystko to jednak miało ręce i nogi. W kazusie Lewandowskiego mam poczucie typowo przerysowanej polskiej mentalności, jak właśnie w „Misiu” czy choćby w „Szczęśliwego Nowego Jorku” – opowieści o Polonii mieszkającej w USA – w reżyserii Janusza Zaorskiego. Gdzieś zrobiono typowy błąd „made in Poland”. Używając metafory – panowie z Zachodu przyszli ubijać interesy w garniturach od Armaniego i drogich butach, a Polacy weszli na salony, jakby jeszcze chodzili w neonowych dresach i klapkach Kubota. Powiało brakiem taktu, strategii i dyskrecji. Nie, bynajmniej nie mam kompleksu niższości wobec innych krajów i nacji, ale prawdy nie oszukam – bajki o naszym członkostwie jako pełnoprawnego członka UE to bujda na resorach. Nadal jesteśmy sto lat za murzynami, zwłaszcza w kwestii standardów biznesowo-futbolowych oraz jakości sportowej. Zamiast budować, jeszcze bardziej dzielimy. Zmienili się sternicy w PZPN-ie, a już zaczynają się wojenki i medialne gierki. Kosecki powie to, Boniek tweetnie tamto i media mają pożywkę. Miało być inaczej, lepiej, a skończy się pewnie jak zawsze. Zbigniew Boniek w całym tym grajdole to postać z innej planety, miejmy jedynie nadzieję, że polskie powietrze nie wywieje z niego zachodniej mentalności i świeżych pomysłów. Wracając do „Lewego”: jeśli odmówił Realowi, zrobił kardynalny błąd. Nieważne, kto mu to doradził, ale są kluby, którym zwyczajnie się nie odmawia. Rozumiem, że chce grać w Bayernie – zna już kraj, język, kulturę, Bundesligę, a dodatkowo „Bawarczycy” są w tym momencie na piedestale klubowej piłki na świecie. Ale odmówić Realowi…? Epilog jest taki, że Robert Lewandowski nadal nie zmienił klubu, i to mimo szumnych zapowiedzi Cezarego Kucharskiego. Po wakacjach „Lewy” zapewne zamelduje się na Signal Iduna Park, gdzie dogra do końca kontraktu, a później odejdzie za darmo. Nieważne, czy do Bayernu czy do FC KtoDaWięcej. Media przez cały następny rok będą jechać na tym paliwie, spekulując miesiącami, kto i jaki kontrakt zaproponuje polskiemu napastnikowi. Miś znów będzie wielki, Miś znów będzie na miarę naszych możliwości. Zasłoni inne nieistotne dla kraju sprawy, jak: bezrobocie, afery i sejmowe rozgrywki. A co potem, gdy miś w końcu spadnie z liny i się zniszczy? Jak to co? Wypisze się protokół zniszczenia! Kierownik planu Hoffander i prezes Ochódzki już będą wiedzieć, co z tym fantem zrobić. Artykuł ukazał się także na Bloody Football! Blog Borussia Dortmund Robert Lewandowski Generalnie uważamy, że panowie naszego losu kierują się prywatą albo swoimi fobiami, są nadęci i niedouczeni. Że gdyby powierzyć większości z nich warzywniak albo zakład fryzjerski, to jedni zwialiby z kasą, a drudzy pokłócili się ze wszystkimi w okolicy oraz swoim personelem i w miesiąc położyliby ten biznes. Jeszcze bardziej przykre jest to, że to wszystko oczywiście racja. Dlatego nie oczekuję fajerwerków, ale minimum. Na przykład od prezydenta. Rozumiem, że głowa państwa jest jak miś z "Misia", skrojona na miarę naszych potrzeb, ale dobrze byłoby, gdyby choć w kilku podstawowych sprawach ta głowa zachowywała się zgodnie z racją stanu. Na przykład żeby nie hołubiła twórców stanu wojennego. A także żeby nie miała, a przynajmniej mówiła, że nie ma wątpliwości co do tego, czy w Katyniu doszło do ludobójstwa, i żeby nie słuchała opinii doradców, którzy publicznie wyrażają takie wątpliwości. Właśnie taka osoba, spełniająca to minimum warunków, pracuje w Pałacu Prezydenckim. Przeczytaj koniecznie: Europoseł Zbigniew Ziobro OBROŃCĄ PSZCZÓŁ: Nie chodzi o miód, tylko o zapylenie! To Tomasz Nałęcz, doradca Bronisława Komorowskiego, bo przecież nie sam prezydent. Choć go lubię i cenię jego wiedzę historyczną, to jako polityk nigdy mi nadmiernie nie imponował, może poza momentem, kiedy podczas komisji rywinowskiej wysyłał Adama Michnika po biovital, żeby redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" odświeżył sobie pamięć. Ale poza tym było różnie. Wszyscyśmy się uśmiali, kiedy profesor Nałęcz ogłaszał swój start w wyborach prezydenckich przed rokiem, co najładniej podsumował Krzysztof Feusette na łamach "Uważam Rze" stwierdzeniem, że Nałęcz miał poparcie głównie za granicą. Błędu statystycznego. Ale teraz, na tle otoczenia, profesor Nałęcz wypada naprawdę korzystnie. Generalnie doradcy prezydenta robią takie wrażenie, jakby byli na emeryturze albo wstydzili się miejsca, w którym pracują. Nie ma ich. Nałęcz - bez znaczenia, czy jako doradca prezydenta, czy jako historyk - od czasu do czasu potrafi po prostu się zachować. Tak było, kiedy ostro skrytykował książkę Jana Tomasza Grossa. Tak było też w tym tygodniu, kiedy krótko i dobitnie potępił stan wojenny i Michnikowego "człowieka honoru", generała Czesława Kiszczaka, którego sąd uznał za niewinnego śmierci górników z kopalni "Wujek". Skoro jeden profesor Nałęcz w Pałacu Prezydenckim potrafi się czasem jako tako zachować, może po prostu ich zamieńmy? Niech Bronisław Komorowski pełni obowiązki doradcy, na przykład do spraw myślistwa i wędkarstwa, a Tomasz Nałęcz zajmie jego gabinet. Od ideału dzieli go milion lat świetlnych, ale o kilka lat mniej niż wiele innych osób z jego otoczenia.